czwartek, 13 października 2016

Miraculous: Biedronka i Czarny Kot - "Zawsze będę nad tobą czuwał..."


Tytuł: "Zawsze będę nad tobą czuwał..."
Typ: One-shot
Tematyka: Miraculous: Biedronka i Czarny Kot
Parring: Ladynoir (BiedronkaxCzarny Kot)
Ostrzeżenia: ---
Uwagi: Niewielka niezgodność z bajką, co wynika z samego parringu, który zawiera ten one-shot. Bo przecież oni jeszcze nie są razem ;)
Autor: Tigraria sk

       Miękkie spojrzenie. Piękne, niesamowite zielone oczy. Usta wręcz stworzone do całowania. Rozkoszne, czarne uszka, tak wrażliwe na każdy dotyk. Biedronka westchnęła cicho, patrząc na jego profil. Nie mogła nie zauważyć jaki był przystojny. Zawsze to dostrzegała. Jednak do tej pory, jedynym facetem, na którego zwracała uwagę był Adrien. Jednak ostatnio coś się zmieniło... Od kiedy Kot, uratował jej życie.
       Pamiętała to doskonale, jakby to było zaledwie wczoraj, mimo że od tego wydarzenia minęło już kilka tygodni. W dalszym ciągu miała w pamięci chwilę, w której Volpina zabrała jej jo-jo i zepchnęła ją ze szczytu Wieży Eiffla. Pamiętała lot w dół. Słyszała swój własny krzyk. Widziała, powoli zbliżającą się ku niej ziemię. Wiedziała że spadnie. I wiedziała, że tego nie przeżyje. W myślach żegnała się z rodzicami, Alyą, Adrienem i wszystkimi przyjaciółmi. Żałowała, że będzie musiała ich opuścić. Nie chciała tego. Pragnęła zostać z nimi jak najdłużej. Jednak wiedziała, że to był już koniec. Uratowała tylu ludzi. Ale nie była w stanie uratować siebie.
       Zamknęła oczy, kilka sekund przed upadkiem. Nie chciała patrzeć, na coraz szybciej przybliżającą się ziemię. Nie chciała, by szary chodnik ulicy był ostatnią rzeczą jaką ujrzy. Przed oczami pojawiła jej się twarz Czarnego Kota. Jeśli teraz zginie, on pozostanie sam. Będzie musiał samodzielnie ratować Paryż. A to było zadanie nie łatwe nawet dla dwóch osób. Nie chciała mu tego robić. Nie chciała go zostawiać samego, z problemami całego miasta. Bez pomocy. Bez wsparcia. Czuła, że go zawiodła. I nie da rady tego naprawić.
- Przepraszam - wyszeptała cicho, a po jej policzkach popłynęły łzy. - Przepraszam cię, Czarny Kocie.
       Nagle poczuła, jak ktoś łapie ją w pasie i gwałtownie się zatrzymała. Kiedy otworzyła oczy dostrzegła, iż od ziemi dzieliło ją niecałe pół metra. Zadrżała, zdawszy sobie sprawę, że ledwie przeżyła. Uścisk w pasie się wzmocnił, i Biedronka usłyszała przy uchu cichy szept.
- Nie pozwolę ci odejść tak szybko.
       Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz. Z ust wydobyło się westchnienie ulgi. Została uratowana. Przez tego nieznośnego, Czarnego Kocura. Obróciła się w jego ramionach i mocno go przytuliła.
- Dziękuję - wyszeptała - Tak bardzo dziękuję.
       Kot spojrzał na nią zdumiony, jednak po chwili na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Pogłaskał Biedronkę lekko po włosach i również mocno ją objął.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść. Zawsze będę nad tobą czuwał.
       Po tych słowach, postawił dziewczynę ostrożnie na ziemi i ruszył pokonać Volpinę. Biedronka wpatrywała się, jak jego ciało wspina się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu niemal niknie jej z oczu. W uszach, nadal rozbrzmiewały jej ostatnie Kocura. "Nigdy nie pozwolę ci odejść. Zawsze będę nad tobą czuwał." Serce Biedronki, zaciążyło jej w piersi, kiedy zdała sobie sprawę z wagi tych słów. Był gotów ją chronić. Zawsze...
- Hej, Biedronsiu... W porządku?
- Co? Aaaa... Tak. Wybacz Czarny Kocie, nieco odleciałam.
- Zauważyłem - odparł ze śmiechem. - Czyżbyś myślała o mnie?
- Chciałbyś Kocurku - odparłam ze śmiechem drapiąc go lekko za uchem, na co z jego gardła wydobyło się cisze mruczenie. Cieszyłam się, iż nie wiedział, że miał rację.
       Siedzieliśmy właśnie na dachu jednej z kamienic i podziwialiśmy Paryż nocą. Niedawno zdążyliśmy skończyć codzienny obchód i teraz mieliśmy chwilę dla siebie. Nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Popatrzyłam na jego twarz, gdy wpatrywał się zamyślony przed siebie. Wyglądał tak spokojnie. Tak łagodnie... Zatonęłam na chwilę w zieleni jego oczu. W tym przeszywającym, niesamowitym spojrzeniu najpiękniejszych na świecie oczu. Odwróciłam wzrok speszona, czując, jak na moich policzkach wykwita krwisty rumieniec i ciesząc się z mroku nocy, który ukrywał moją twarz. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Nigdy wcześniej nie byłam tak przejęta w jego obecności. Jednak teraz, wszystko się zmieniło.
- Muszę już iść - oznajmiłam wstając szybko z dachu i chwytając do ręki jo-jo. Już miałam skoczyć, gdy nagle poczułam jego dłoń, zaciśnięta wokół mojego nadgarstka.
- Zaczekaj chwilę - poprosił cicho poważnym tonem.
       Zdumiona, powoli odwróciłam się w stronę Czarnego Kota i przez chwilę, wydawało mi się, jakbym przestała oddychać. Stał bowiem przede mną, z całą swoją dumną postawą. Księżyc oświetlał lekko jego czarny kostium, nadając mu srebrną barwę. A oczy Kota, wpatrywały się tylko we mnie. Ujął moją dłoń i delikatnie przyciągnął mnie do siebie, a ja nie oponowałam, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Objął mnie lekko w talii i przyciągnął mocno do siebie, a drugą ręką ujął moją twarz. Staliśmy tak, ciało obok ciała. Oko w oko. Oddech przemieszany z drugim oddechem. Nie mogąc oderwać od siebie wzroku.
- Nie pamiętasz? - wyszeptał, zakłócając niezwykłą ciszę, która nas otaczała - Przecież już ci mówiłem. Nigdy nie pozwolę ci odejść. Zawsze będę nad tobą czuwał.
       Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Światła lekko pobladły. Obrazy straciły ostrość. Wszystkie dźwięki ucichły. A jedyne co pamiętam z tamtej chwili, to moment, w którym nasze wargi złączyły się po raz pierwszy.

"Pęknięta dusza"


Tytuł: "Pęknięta dusza"
Typ: Wiersz
Tematyka: Miłość
Parring: nieznany
Ostrzeżenia: może być smutny, bo przelewam w niego wszystkie swoje uczucia
Uwagi: Nie lubię pisać wierszy. I na ogól tego nie robię... Jednak czasem muszę przelać uczucia na papier i w takich przypadkach, najwygodniej jest to zrobić właśnie przez wiersz. Nie mam raczej talentu do wierszy rymowanych, dlatego jest to krótkie, nierymowane dzieło.
Autor: Tigraria sk

Ciekawe co byś powiedział gdybyś odkrył,
Że jednym słowem zdołałeś złamać mi serce.
Co byś zrobił wiedząc,
Iż nie umiem spojrzeć na ciebie tak jak kiedyś,
Że każdemu spojrzeniu, towarzyszy ból,
Gdzieś tam głęboko w sercu.
Póki jesteś blisko, nic nie może mnie zniszczyć,
Jednak kiedy tylko znikasz, pojawia się ból,
Który przeszywa całe moje ciało i duszę.
Duszę i serce, które złamałeś i które nie potrafią się poskładać,
Od chwili gdy z twoich ust wypłynęły ciche słowa:
Nie potrafię tak. Moja dusza właśnie pękła na pół.
Teraz oboje cierpimy, chodź każde z innego powodu.
Ty cierpisz, bo musiałeś złamać komuś serce.
Ja, ponieważ złamałeś i moje.
Dwa złamane serca - moje i jej.
I pomimo miłości jaką mnie obdarzasz,
Nie potrafię sobie z tym poradzić.
Czuję się zbędna, pozbawiona wszelkich uczuć.
I mimo, że odrzuciłeś ją dla mnie,
Twoje słowa sprawiły, że sama czuję się odrzucona,
Jakbym nic dla ciebie nie znaczyła.
Bo twoja dusza pękła dla niej, a nie dla mnie.
A moja pękła przez twoje słowa.
Teraz oboje cierpimy - ja i ty.
Różnica polega na tym, że ty masz mnie,
A ja jestem sama.
Z każdym kolejnym twoim słowem o niej,
Rozdzierającym mnie na coraz drobniejsze kawałeczki.
Pomagam ci się pozbierać,
Skleić duszę na nowo.
Jednak z każdym kolejnym słowem,
Ty powoli, zamieniasz mnie w pył.

wtorek, 14 czerwca 2016

Nadprzyrodzony - Prolog

Tytuł: Naprzyrodzony
Typ: Opowiadanie
Rozdział: Prolog
Tytuł rozdziału: ---
Tematyka: Opowieść równoległa o Nadprzyrodzonej. Opowiedziana z zupełnie innej strony, z drugiej strony konfliktu przez kogoś zupełnie innego...
Parring: ---
Ostrzeżenia: ---
Uwagi: Możliwe wulgaryzmy, choć staram się ich unikać
Autor: Tigraria sk

       Wszytko zaczęło się od wybuchu. Tak... Początek dała eksplozja. I możliwe, że to właśnie eksplozja wszystko zakończy. Chyba, że uda się to wcześniej powstrzymać. Może mnie, uda się to powstrzymać. O ile będę wystarczająco silny. O ile dam radę zrobić coś, co może sprawić mi tyle cierpienia. Ale mogę ocalić wszystkich. Albo wszystko stanie w płomieniach...
       Gdyby nie wybuch... Gdyby nie ewolucja... Wszystko byłoby inaczej. Moje życie potoczyłoby się inaczej. A teraz, jest tylko ból i cierpienie. A wszystko przez to, że jestem inny. Inny niż wszyscy. I nie tylko ja. Jestem jednym z Nadprzyrodzonych, ludzi o niezwykłych umiejętnościach, które nabyliśmy w procesie ewolucji. Zawsze zastanawiałem się dlaczego padło właśnie na mnie. Nie jestem nikim specjalnym. Straciłem rodziców, uciekłem ze sierocińca, zawaliłem szkołę i całe moje życie leży teraz w gruzach. Tylko jedno mi się udało. Założyłem "Club 100", organizację dla takich jak ja, Nadprzyrodzonych bez rodziny. Ale mimo, że żyjemy poza społeczeństwem wciąż integrujemy się z ludźmi. Tylko oni wciąż utrzymują nas przy życiu. Bez nich, już dawno wszyscy bylibyśmy martwi. Nie pod względem cielesnym, ale duchownym. Gdyby nie ludzie, nasze życie byłoby jeszcze gorsze. Przepełnione nienawiścią, śmiercią, bólem i cierpieniem. Nie to, żeby teraz takie nie było. Już takie jest. Ale nie na tak wielką skalę.
       Istnieje jednak ktoś, kto nie cierpi ludzi. Bonifacy Olszewski. Również Nadprzyrodzony. On założył własną organizację. Odnajduje Nadprzyrodzonych i werbuje ich w swoje szeregi. Nie wiemy dlaczego do niego dołączają. Spotkaliśmy już wielu jego podwładnych i żaden nie pragnął zmienić strony. Nie wiemy dlaczego. Ale liczę, że w końcu się tego dowiemy.
       Ale ja w sumie tak gadam i gadam, ale wy nawet mnie nie znacie. Mam 23 lata, mieszkam w Warszawie, moje nazwisko brzmi Zieliński i jestem Nadprzyrodzonym. Mam dar... Nadludzką szybkość. Kiedy to odkryłem, po prostu wybiegłem. Nikt tego nie zauważył. Nikt nawet nie przejął się moim zniknięciem. Potem odnalazłem podobnych sobie i postanowiłem im pomóc. Założyłem "Club 100". Teraz jestem jego najwyższym członkiem. Nazywam się OLIWIER.


Lud lamparta - Prolog

Tytuł:  Lud lamparta
Typ: Opowiadanie
Rozdział: Prolog
Tytuł rozdziału: ---
Tematyka:  Historia opowiedziana z perspektywy kilku dziewczyn, pół ludzi i pół lamparcic. Ich życie to zdecydowanie nie jest sielanka...
Parring: ---
Zamówienie/Dedykacja: ---
Ostrzeżenia: W całym opowiadaniu możliwe liczne wulgaryzmy, sceny brutalne i sceny +18 (będę ostrzegać w poszczególnych rozdziałach)
Uwagi:  Ten prolog pojawił się na osobnym blogu, którego jednak postanowiłam usunąć, w związku z czym, opowiadanie ostatecznie trafiło tutaj.
Autor: Tigraria sk

Yura


       Nazywam się Yura i mam trzynaście lat. Pochodzę z Ludu Lamparta, który mieszka na niewielkiej wyspie położonej na Oceanie Spokojnym. Ja i moi pobratymcy przypominamy ludzi. Nie jesteśmy nimi jednak. Przynajmniej nie całkowicie. Tylko w połowie. W drugiej części pochodzimy od lampartów. Tak, dobrze przeczytaliście. Jestem po części lamparcicą i nie wstydzę się tego. Wręcz przeciwnie, uwielbiam to. Mogę przybierać zarówno postać ludzką jak i zwierzęcą, w zależności od potrzeby. Uwielbiam obie formy.
       W naszym plemieniu jest 53 samców. To niewiele patrząc na to, że jeszcze kilka lat temu była ich ponad setka. Jeszcze gorzej jest, jeśli chodzi o samice. Nas jest 25, ale tylko trzynaście jest zdolnych do rozmnażania. Ja właśnie wkroczyłam w ten okres. Już niedługo będę miała pierwszą cieczkę. Nie jesteśmy jak zwykłe kobiety, nie istnieje u nas coś takiego jak okres. Ale nie dojrzewamy również tak szybko jak lamparty. A nasza umieralność jest ogromna. Powoli wymieramy. To w nas, samicach, jest nadzieja na utrzymanie gatunku. Nie wiem jednak, czy w ogóle do tego dojdzie. Samce traktują nas jak zabawki. Jak jakieś klacze rozpłodowe. Przedmioty zabawy i zaspokajania potrzeb. Nie zawsze tak było. Kiedyś traktowali nas z należnym nam szacunkiem, wiedząc, że to od nas zależy przetrwanie całego gatunku. W tej chwili jednak, wszystko się zmieniło. Samce nas zastraszają, biją, gwałcą i robią z nami wszystko, na co tylko mają ochotę. Nie mamy siły im się przeciwstawić. Właśnie dlatego, żyjemy jak popychadła. Wykorzystywane i krzywdzone. Nie chcę tak żyć. Nikt nie chce. Ale nie możemy nic z tym zrobić. Właśnie dlatego uciekam. Uciekam, mając nadzieję, że mnie nie znajdą. Wątpię żebym miała aż takie szczęście. Na pewno niedługo zaczną mnie śledzić. I wytropią mnie. To mała wyspa, a ja nie mam się gdzie bezpiecznie ukryć. Ale mam nadzieję. Nadzieję, która osłania mnie przed bólem...

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Nadprzyrodzona - Rozdział 1 - "Zasadzka"


Tytuł: Nadprzyrodzona
Typ: Opowiadanie
Rozdział: #1
Tytuł rozdziału: "Zasadzka"
Tematyka: Historia pewnej dziewczyny obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami.
Parring: ---
Zamówienie/Dedykacja: ---
Ostrzeżenia: Możliwe wulgaryzmy, choć staram się ich unikać, +15 (chyba)
Uwagi: ---
Autor: Tigraria sk

       Ta historia mogłaby mieć swój początek, w którymkolwiek momencie mojego życia. Mogłabym zacząć od życie w sierocińcu, ale nie będę was tym zanudzać. Mogłabym zacząć od momentu adopcji, albo od chwili, kiedy odkryłam swoje moce. Ale nie, ja postanowiłam zacząć tę opowieść w nieco innym momencie.
       O ile dobrze pamiętam, był to 15 sierpnia. Tak... To była dokładnie ta data. Dochodziła chyba 15, gdy dojechałam na miejsce. Park Moczydło. Całkiem fajne miejsce. Zaparkowałam motor, zsiadłam z niego i zdjęłam z głowy kask. Moje czarne, rozpuszczone włosy zostały lekko rozwiane przez wiatr. Wyjęłam z kieszeni nadajnik, włożyłam go do ucha i włączyłam.
- Gdzie jest ten Nadprzyrodzony? - zapytałam rozglądając się po okolicy.
- Jakieś pięćdziesiąt metrów na północ od ciebie i się nie przemieszcza - odpowiedział mi głos w słuchawce.
- Idę.
       Ruszyłam w odpowiednim kierunku, mijając obściskujących się ludzi i popatrzyłam na nich z niesmakiem. Gdy zobaczyłam jakichś liżących się ludzi zebrało mi się na wymioty. Ohyda! I co oni w tym widzą! Kawałek dalej na kocu leżała jakaś parka, która właśnie się nawzajem rozbierała. Jeszcze tego tu tylko brakuje, żeby zaczęli TO robić w samym centrum parku. Żenada. Popatrzyłam na nich, a na mojej twarzy pojawił się wredny uśmieszek. Skupiłam się i przywołałam kamerę z podnóżkiem. Tak, znam się na telekinezie. To jeden z moich talentów. Ostrożnie ustawiłam kamerę, po czym skierowałam jej obiektyw w stronę parki i włączyłam. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam jak chłopak zdejmuje lasce stanik.
- Beta - usłyszałam naganę w uchu.
- Ok, ok. Już idę szukać tego Nadprzyrodzonego. Nie dasz się nawet zabawić.
       W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche prychnięcie. Przewróciłam oczami, po czym ruszyłam w górę zbocza, zostawiając kamerę na swoim miejscu. Na szczycie obejrzałam się jeszcze i zobaczyłam, że żadne z tych dwojga ludzi nie ma już na sobie ubrań. Prychnęłam zdegustowana, po czym spojrzałam na kamerę, która wciąż była na swoim miejscu. Może później trochę ich upokorzę i wstawię ten filmik na YouTube? Tak, wiem. Jestem wredna.
- Beta! Skup się na misji!
- Oczywiście o Wielki i Niepokonany Maksymilianie - odpowiedziałam z drwiną.
       Facet, który był po drugiej stronie słuchawki, to Maksymilian Wieczorek. Tak w sumie, to po prostu Maks, mój najlepszy przyjaciel i pomocnik misji. Poziom 3. Potrafił odczytywać ludzkie emocje i do pewnego stopnia na nie wpływać. Na szczęście nie działało to na mnie przez nadajnik.
- Rusz się - pospieszył mnie zniecierpliwiony.
- Ok, ok - odpowiedziałam, po czym ruszyłam dalej.
       Po kilku krokach napotkałam kolejną parę ludzi, którzy siedzieli sobie pod drzewem i o czymś dyskutowali. Rozejrzałam się wokół i nie dostrzegłam nikogo innego w promieniu kilku metrów.
- Maks. Gdzie ten Nadprzyrodzony powinien być?
- Siedem metrów przed tobą - odpowiedział.
       Zmarszczyłam zaniepokojona brwi. Coś było nie tak. Nadprzyrodzeni od Poziomu 2, byli wiecznie samotni. Nasz system nie wyszukiwał Poziomu 1. A jednak siedem metrów przede mną, najzwyczajniej w świecie, siedziała sobie parka ludzi. W głowie włączył mi się system alarmowy. Powoli zrobiłam najpierw jeden, a potem drugi krok w tył. Właśnie miałam zrobić ostry w tył zwrot, gdy usłyszałam za sobą głośny trzask, a zaraz po nim kolejny i jeszcze następny. Po chwili, byłam już otoczona przez co najmniej dziesięciu Nadprzyrodzonych.
- Cholera! - zaklęłam.
       Mogłam się tego spodziewać. To była pułapka.
- Uciekaj! - krzyknął do mnie Maks.
       Ale ja już podjęłam decyzję. I miałam zamiar walczyć. Przygotowałam się do odparcia ataku i rozglądałam się czujnie wokół siebie. Wtedy z szeregu wystąpił mężczyzna, może o rok czy dwa starszy ode mnie. Ten sam, który siedział pod drzewem. Krótkie, brązowe włosy lekko mierzwił wiatr, a zielone oczy wpatrywały się we mnie przenikliwie. Poczułam, jak maleję pod jego spojrzeniem, ale szybko wzięłam się w garść i wyprostowałam się, patrząc na faceta z uniesionymi brwiami.
- Co za błyskotliwość.
- Ty jesteś Oliwier, prawda?
- Co za błyskotliwość - odpowiedział z kpiną. - Ktoś tu jest bardzo inteligenty.
- Nie pogrywaj ze mną Oliwierze. Czego twój "Club 100", chce ode mnie?
- Pojmać, przesłuchać i przede wszystkim, zaszantarzować Bonifacego.
- Gdybyś wiedział kim jestem, napewno nawet byś się na coś takiego nie porywał - odpowiedziałam z prychnięciem.
- Mam tutaj dziesięciu, bardzo dobrych Nadprzyrodzonych.
- A ja swoje umiejętności - odpowiedziałam krzyżując ręce na piersi.
- Oni też mają dary.
       Spojrzałam na zielonookiego z kpiną, po czym powiedziałam:
- Więc spróbuj mnie pojmać.
- Wedle życzenia - odpowiedział, po czym dał znak swoim  towarzyszom, którzy ruszyli w moim kierunku.
       Starcie nie trwało nawet sekundy. W momencie, gdy tylko się poruszyli, uwolniłam swoją moc i skierowałam w stronę moich przeciwników noże stworzone z niesamowitej, bolesnej energii, po jednym na osobę. Po chwili wszyscy leżeli nieprzytomni na ziemi. Poza Oliwierem. Jeszcze w niego nie wycelowałam. Mężczyzna patrzył na mnie ze zdumieniem. Uśmiechnęłam się drwiąco, po czym podeszłam do niego, tak blisko, że nasze twarze niemal się ze sobą stykały. Był wysoki, ale ja też nie byłam niska, więc nie obawiałam się tego, że mógłby patrzeć na mnie z góry.
- To było tylko ostrzeżenie. Następnym razem nie będę już taka miła - wysyczałam, po czym odwróciłam się i ruszyłam w dół wzgórza.
       Na odchodnym wysłałam ostatni atak w kierunku Oliwiera i po chwili usłyszałam jak wylądował na ziemi z głuchym łupnięciem. Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem. Ze mną nie należało zadzierać.
- Beta. Jesteś tam? - usłyszałam niepewny głos.
       Maks. Zupełnie zapomniałam, że miałam go na linii.
- Tak jestem.
- Nieźle mu nagadałaś - powiedział, a ja wyczułam, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech.
- No wiesz. Przy mnie trzeba się trzymać na baczności - powiedziałam.
- Zdecydowanie - odparł ze śmiechem.
(mina Bety po zobaczeniu fragmentu filmu)
      Byłam już u podnóża wzgórza i spojrzałam na parę, która wcześniej się tak zażarcie obściskiwała. Teraz siedzieli już ubrani i zbierali się do odejścia rozglądając się niespokojnie na boki. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym przywołałam do siebie kamerę. I przejrzałam nagranie. Fiu, fiu... To był całkiem niezły pornos. Z uśmiechem odesłałam swój sprzęt do pokoju, po czym ruszyłam ku motorowi. Założyłam kask, mocniej opatuliłam się czarną, skórzaną kurtką i sprawdziłam, czy moje czarne trampki, są aby na pewno dobrze zawiązane. Kiedy już wszystko było gotowe, odpaliłam i ruszyłam w drogę.       Już po paru minutach byłam na miejscu. Budynek przy ul. Bohomolca 21. Wjechałam do garażu, zdjęłam kask, po czym ruszyłam ku szklanej windzie. Wysiadłam na parterze, gdzie czekał już na mnie srebrnooki, szczupły blondyn. Uśmiechnął się na mój widok, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Wreszcie Beta. Ile można na ciebie czekać?
       Walnęłam go w odpowiedzi w ramię na co tylko się zaśmiał. Miał tak zaraźliwy śmiech, że nie mogłam powstrzymać wypełzającego mi na usta uśmiechu.
- Bonifacy chce cię widzieć - oznajmił mi po chwili mój partner.
- Ok. Idę. - powiedziałam, po czym ruszyłam w kierunku odpowiedniego biura.
       Usłyszałam jeszcze za sobą krzyk Maksa.
- Ej! Oddawaj nadajnik.
       Wyjęłam go z ucha i rzuciłam przez ramię używając przy tym telekinezy. Kiedy spróbował złapać urządzenie, przekierowałam je, by wyślizgnęło mu się z rąk.
- Beta! - wrzasnął - Oddawaj!
       Zaśmiałam się głośno, po czym uwolniłam komunikator spod swojej władzy. Po chwili skręciłam w korytarz i stanęłam przed odpowiednimi drzwiami. Zapukałam i niemal natychmiast usłyszałam polecenie:
- Wejdź!
       Pewnym krokiem weszłam do biura. Było surowo urządzone. Bez zbędnych ozdobników. Biurko, krzesła, szafka i komoda. Nawet mój pokój nie był tak pusty i ponury.
       Spojrzałam na mężczyznę stojącego przy oknie.
- Podobno chciałeś mnie widzieć tato.
       Nie, nie przeczytaliście źle. Powiedziałam do Bonifacego tato. Oczywiście, nie był on moim prawdziwym ojcem. Adoptował mnie, kiedy zdał sobie sprawę z moich umiejętności. Uczył mnie jak nad nimi zapanować i jak je rozwinąć. Wiele mu zawdzięczałam, między innymi dach nad głową, ale i tak mnie przerażał. Jasne włosy, niebieskie oczy i blada skóra. Normalnie jak jakiś wampir. I od razu odpowiem na wasze pytanie. Nie, wampiry nie istnieją. Nadprzyrodzeni mają swoje zdolności, dzięki ewolucji ludzkiego organizmu. Wampiry to nie ta działka.
- Słyszałem od Maksa, że podobno to była zasadzka.
- Owszem - odpowiedziałam spokojnie. - Poradziłam sobie z nimi.
- To dobrze. Ujawniłaś swoje moce? - zapytał spokojnie, ale wyczulam w jego tonie ostrzegawczą nutę, przez co aż się spięłam.
- Wykożystałam noże bólu. Myślę, że nawet się nie zorientowali co się stało.
- Wiedzieli kim jesteś? - zapytał spięty.
- Nie.
- To dobrze - odparł, a w jego głosie wychwyciłam ulgę, dzięki czemu sama się rozluźniłam. - To bardzo dobrze.
       Przez chwilę patrzył tępo na ulicę, ale w końcu się otrząsnął i powiedział:
- Bez względu na to, powinnaś bardziej uważać. To, że jesteś taka potężna, nie oznacza, że nie znajdzie się ktoś, komu uda się ciebie pokonać. To jasne?
- Oczywiście - odpowiedziałam z powagą.
- To dobrze. Teraz idź do siebie i się wyśpij. Jutro rano trening.
- Dobrze tato - powiedziałam, po czym odwróciłam się i podeszłam do drzwi.
        W chwili, gdy je otwierałam usłyszałam za sobą głos Bonifacego:
- Beta.
- Tak? - zapytałam odwracając się twarzą do mężczyzny.
- Dobra robota - pochwalił, a mnie zrobiło się ciepło.
- Dziękuję - powiedziałam, po czym wyszłam z pomieszczenia i udałam się do swojego pokoju.
       Oczywiście przed swoimi drzwiami zobaczyłam, nikogo innego, jak Maksa.
- Co tak długo? - zapytał ze śmiechem.
- Przesłuchanie - odpowiedziałam przewracając oczami, po czym otworzyłam drzwi i weszłam do swojego pokoju.
       Pomieszczenie było utrzymane w czarno-żółtych barwach. Znajdowała się tam rozkładana komoda, szafka, komoda, telewizor, biurko na którym stał laptop i moja ukochana wieża stereo. Zdjęłam kurtkę z ramion i rzuciłam ją na kanapę, po czym odwróciłam się do Maksa i zapytałam:
- O co chodzi?
- Pokarz ten filmik - poprosił z ciekawością.
       Zaśmiałam się, po czym przywołałam kamerę i podłączyłam ją do kompa. Po chwili pokazałam sfilmowane ujęcie.
- O rany! - krzyknął Maks zrywając się nagle na nogi.
- O co chodzi? - zapytałam patrząc na niego zdumiona.
- To... To jest Joanna Krupa, no wiesz... Ta znana modelka, która prowadziła "Top model". A ten facet to... O rany! Przecież to jest Aleksy Komorowski!
- I co to wszystko ma niby znaczyć?
- Krupa jest mężatką. I to bynajmniej nie z Komorowskim.
       Natychmiast zrozumiałam o czy mówi Maks i uśmiechnęłam się pod nosem z przekąsem. Widząc to chłopak zapytał:
- Wiesz już co z tym zrobimy?
- Pokażemy na YouTube.
       Nim mój wspólnik zdążył cokolwiek powiedzieć, ja już umieszczałam filmik i po paru sekundach, był już w odpowiednim miejscu. Wyłączyłam komputer, wygoniłam Maksa z pokoju, po czym poszłam się umyć. Doszłam do wniosku, że kocham niszczyć ludziom życie.

Nadprzyrodzona - Prolog

Tytuł: Nadprzyrodzona
Typ: Opowiadanie
Rozdział: Prolog
Tytuł rozdziału: ---
Tematyka: Historia pewnej dziewczyny obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami.
Parring: ---
Zamówienie/Dedykacja: ---
Ostrzeżenia: ---
Uwagi: ---
Autor: Tigraria sk

       Świat od zawsze poszukiwał wszystkiego, co pomoże mu przetrwać. Tak rozpoczęło się osadnictwo. To właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Poznaliśmy narzędzia, rozpaliliśmy ogień, rozpoczęliśmy uprawę roślin i hodowlę zwierząt. Zastanawiam się czy wtedy, ktoś wogóle zakładał, że nasza cywilizacja osiągnie aż tak wysoki poziom.
       Teraz mamy XXI wiek. Ale o tym wie nawet idiota. Nie obrażając idiotów oczywiście. Mamy komórki, samochody i znamy lek na raka. Ok, z tym ostatnim, to oczywiście kłamstwo. Leku na raka jeszcze nie znamy. Ale może już za parę lat. Świat bardzo się zmienił. I to na lepsze. Ale o ludziach nie można powiedzieć tego samego. Są głupsi, obojętni i samolubni. Czasami myślę, że komputery mają od nich więcej uczuć. W sumie, ja też jestem człowiekiem, ale ja nie zaliczam się do tego grona. Jestem jeszcze gorsza.
       Rozwój cywilizacji sięgnął już tak wysoko, że większość ludzi, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że można rozwinąć się jeszcze bardziej. Ale muszę wam powiedzieć, że są oni w błędzie. Ludzkość nadal ewoluuje. Ale wydaje mi się, że wiedzą o tym tylko ci, których ta ewolucja dotknęła. Inni wydają się być ślepi. W sumie, to może tak właśnie jest.
       Co do ewolucji, to objawia się ona na różne sposoby. Czasem jest to tylko lepsza koncentracja, czasami niesamowita kondycja, a w przypadku jeszcze innych, po prostu odporność na choroby. To Poziom 1. Poziom 1 Ludzi Nadprzyrodzonych. Każdy z nas ma inne umiejętności. Talenty, dary. Nazywaj to jak chcesz. To kolejny etap w ludzkim rozwoju. Ale niewielu o tym wie. Tak naprawdę, to świadomi są tego, tylko Nadprzyrodzeni. A ja jestem jednym z nich.
       Można nas podzielić na 5 Poziomów. Poziom 1, rzadko nawet zdaje sobie sprawę ze swoich zdolności. Wszystko zmienia się, gdy okazujesz się być Poziomem 2, albo wyższym. Wtedy już wiesz, że coś jest z tobą nie tak.
       Ja też przez to przechodziłam. Nie jest łatwo być Nadprzyrodzonym. Dar nie zawsze jest łatwy do opanowania. Czasem bywa kłopotliwy. Ale w końcu się tego nauczyłam. Mimo to, życie nie staje się z tego powodu prostsze. Wręcz przeciwnie. Jest tylko gorzej. Ze mną jest coraz gorzej.
       Od małego wiedziałam, że jestem inna. Odróżniałam się od innych dzieci. Żadne z nich nie miało takiej mocy jak ja. Byłam przerażona. mieszkałam w sierocińcu. Moi rodzice zniknęli z mojego życia na długo przed tym, zanim nauczyłam się zapamiętywać ludzkie twarze. Może dlatego jestem właśnie taka, a nie inna. Może to przez nich. Albo dzięki nim.
       Ale tak w sumie, to jeszcze nic wam o sobie nie powiedziałam. Jestem Poziomem 5 i mam 21
lat. Nazywam się Beata Kwiatkowska. Tak. Tak, jestem polką i mieszkam u siebie. Powiem wam też szczerze, że nienawidzę swojego imienia. Nie mogli mi wybrać gorszego. Na szczęście nikt tak do mnie nie mówi. Dlaczego? To proste. Nadałam sobie nowe imię. Jakie? No cóż... To żadna tajemnica. Mówcie mi BETA.

sobota, 13 czerwca 2015

Witam :D

       Tak więc na powitanie powiem wam po prostu "Cześć". Myślę, że tyle wystarczy :P Założyłam tego bloga, ponieważ... W sumie nie wiem po co. Ostatnio mam prawdziwe blogowe urwanie głowy. Ale ten blog... On będzie lekki. A przynajmniej planuję, żeby taki był. Będę tutaj dodawać różne opowiadania, najwyżej kilku rozdziałowe. Może czasem pojawią się miniaturki. Pomysły będę czerpać ze wszystkiego. Z bajek, filmów, książek i własnych obserwacji świata. Nie wiem, co więcej mogłabym wam powiedzieć. Chyba po prostu... Do napisania niedługo i zapraszam was do czytania :)
Szablon