Tytuł: Nadprzyrodzona
Typ: Opowiadanie
Rozdział: #1
Tytuł rozdziału: "Zasadzka"
Tematyka: Historia pewnej dziewczyny obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami.
Parring: ---
Zamówienie/Dedykacja: ---
Ostrzeżenia: Możliwe wulgaryzmy, choć staram się ich unikać, +15 (chyba)
Uwagi: ---
Autor: Tigraria sk
Ta historia mogłaby mieć swój początek, w którymkolwiek momencie mojego życia. Mogłabym zacząć od życie w sierocińcu, ale nie będę was tym zanudzać. Mogłabym zacząć od momentu adopcji, albo od chwili, kiedy odkryłam swoje moce. Ale nie, ja postanowiłam zacząć tę opowieść w nieco innym momencie.
O ile dobrze pamiętam, był to 15 sierpnia. Tak... To była dokładnie ta data. Dochodziła chyba 15, gdy dojechałam na miejsce. Park Moczydło. Całkiem fajne miejsce. Zaparkowałam motor, zsiadłam z niego i zdjęłam z głowy kask. Moje czarne, rozpuszczone włosy zostały lekko rozwiane przez wiatr. Wyjęłam z kieszeni nadajnik, włożyłam go do ucha i włączyłam.
- Gdzie jest ten Nadprzyrodzony? - zapytałam rozglądając się po okolicy.
- Jakieś pięćdziesiąt metrów na północ od ciebie i się nie przemieszcza - odpowiedział mi głos w słuchawce.
- Idę.
Ruszyłam w odpowiednim kierunku, mijając obściskujących się ludzi i popatrzyłam na nich z niesmakiem. Gdy zobaczyłam jakichś liżących się ludzi zebrało mi się na wymioty. Ohyda! I co oni w tym widzą! Kawałek dalej na kocu leżała jakaś parka, która właśnie się nawzajem rozbierała. Jeszcze tego tu tylko brakuje, żeby zaczęli TO robić w samym centrum parku. Żenada. Popatrzyłam na nich, a na mojej twarzy pojawił się wredny uśmieszek. Skupiłam się i przywołałam kamerę z podnóżkiem. Tak, znam się na telekinezie. To jeden z moich talentów. Ostrożnie ustawiłam kamerę, po czym skierowałam jej obiektyw w stronę parki i włączyłam. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam jak chłopak zdejmuje lasce stanik.
- Beta - usłyszałam naganę w uchu.
- Ok, ok. Już idę szukać tego Nadprzyrodzonego. Nie dasz się nawet zabawić.
W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche prychnięcie. Przewróciłam oczami, po czym ruszyłam w górę zbocza, zostawiając kamerę na swoim miejscu. Na szczycie obejrzałam się jeszcze i zobaczyłam, że żadne z tych dwojga ludzi nie ma już na sobie ubrań. Prychnęłam zdegustowana, po czym spojrzałam na kamerę, która wciąż była na swoim miejscu. Może później trochę ich upokorzę i wstawię ten filmik na YouTube? Tak, wiem. Jestem wredna.
- Beta! Skup się na misji!
- Oczywiście o Wielki i Niepokonany Maksymilianie - odpowiedziałam z drwiną.
Facet, który był po drugiej stronie słuchawki, to Maksymilian Wieczorek. Tak w sumie, to po prostu Maks, mój najlepszy przyjaciel i pomocnik misji. Poziom 3. Potrafił odczytywać ludzkie emocje i do pewnego stopnia na nie wpływać. Na szczęście nie działało to na mnie przez nadajnik.
- Rusz się - pospieszył mnie zniecierpliwiony.
- Ok, ok - odpowiedziałam, po czym ruszyłam dalej.
Po kilku krokach napotkałam kolejną parę ludzi, którzy siedzieli sobie pod drzewem i o czymś dyskutowali. Rozejrzałam się wokół i nie dostrzegłam nikogo innego w promieniu kilku metrów.
- Maks. Gdzie ten Nadprzyrodzony powinien być?
- Siedem metrów przed tobą - odpowiedział.
Zmarszczyłam zaniepokojona brwi. Coś było nie tak. Nadprzyrodzeni od Poziomu 2, byli wiecznie samotni. Nasz system nie wyszukiwał Poziomu 1. A jednak siedem metrów przede mną, najzwyczajniej w świecie, siedziała sobie parka ludzi. W głowie włączył mi się system alarmowy. Powoli zrobiłam najpierw jeden, a potem drugi krok w tył. Właśnie miałam zrobić ostry w tył zwrot, gdy usłyszałam za sobą głośny trzask, a zaraz po nim kolejny i jeszcze następny. Po chwili, byłam już otoczona przez co najmniej dziesięciu Nadprzyrodzonych.
- Cholera! - zaklęłam.
Mogłam się tego spodziewać. To była pułapka.
- Uciekaj! - krzyknął do mnie Maks.
Ale ja już podjęłam decyzję. I miałam zamiar walczyć. Przygotowałam się do odparcia ataku i rozglądałam się czujnie wokół siebie. Wtedy z szeregu wystąpił mężczyzna, może o rok czy dwa starszy ode mnie. Ten sam, który siedział pod drzewem. Krótkie, brązowe włosy lekko mierzwił wiatr, a zielone oczy wpatrywały się we mnie przenikliwie. Poczułam, jak maleję pod jego spojrzeniem, ale szybko wzięłam się w garść i wyprostowałam się, patrząc na faceta z uniesionymi brwiami.
|
- Co za błyskotliwość. |
- Ty jesteś Oliwier, prawda?
- Co za błyskotliwość - odpowiedział z kpiną. - Ktoś tu jest bardzo inteligenty.
- Nie pogrywaj ze mną Oliwierze. Czego twój "Club 100", chce ode mnie?
- Pojmać, przesłuchać i przede wszystkim, zaszantarzować Bonifacego.
- Gdybyś wiedział kim jestem, napewno nawet byś się na coś takiego nie porywał - odpowiedziałam z prychnięciem.
- Mam tutaj dziesięciu, bardzo dobrych Nadprzyrodzonych.
- A ja swoje umiejętności - odpowiedziałam krzyżując ręce na piersi.
- Oni też mają dary.
Spojrzałam na zielonookiego z kpiną, po czym powiedziałam:
- Więc spróbuj mnie pojmać.
- Wedle życzenia - odpowiedział, po czym dał znak swoim towarzyszom, którzy ruszyli w moim kierunku.
Starcie nie trwało nawet sekundy. W momencie, gdy tylko się poruszyli, uwolniłam swoją moc i skierowałam w stronę moich przeciwników noże stworzone z niesamowitej, bolesnej energii, po jednym na osobę. Po chwili wszyscy leżeli nieprzytomni na ziemi. Poza Oliwierem. Jeszcze w niego nie wycelowałam. Mężczyzna patrzył na mnie ze zdumieniem. Uśmiechnęłam się drwiąco, po czym podeszłam do niego, tak blisko, że nasze twarze niemal się ze sobą stykały. Był wysoki, ale ja też nie byłam niska, więc nie obawiałam się tego, że mógłby patrzeć na mnie z góry.
- To było tylko ostrzeżenie. Następnym razem nie będę już taka miła - wysyczałam, po czym odwróciłam się i ruszyłam w dół wzgórza.
Na odchodnym wysłałam ostatni atak w kierunku Oliwiera i po chwili usłyszałam jak wylądował na ziemi z głuchym łupnięciem. Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem. Ze mną nie należało zadzierać.
- Beta. Jesteś tam? - usłyszałam niepewny głos.
Maks. Zupełnie zapomniałam, że miałam go na linii.
- Tak jestem.
- Nieźle mu nagadałaś - powiedział, a ja wyczułam, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech.
- No wiesz. Przy mnie trzeba się trzymać na baczności - powiedziałam.
- Zdecydowanie - odparł ze śmiechem.
|
(mina Bety po zobaczeniu fragmentu filmu) |
Byłam już u podnóża wzgórza i spojrzałam na parę, która wcześniej się tak zażarcie obściskiwała. Teraz siedzieli już ubrani i zbierali się do odejścia rozglądając się niespokojnie na boki. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym przywołałam do siebie kamerę. I przejrzałam nagranie. Fiu, fiu... To był całkiem niezły pornos. Z uśmiechem odesłałam swój sprzęt do pokoju, po czym ruszyłam ku motorowi. Założyłam kask, mocniej opatuliłam się czarną, skórzaną kurtką i sprawdziłam, czy moje czarne trampki, są aby na pewno dobrze zawiązane. Kiedy już wszystko było gotowe, odpaliłam i ruszyłam w drogę. Już po paru minutach byłam na miejscu. Budynek przy ul. Bohomolca 21. Wjechałam do garażu, zdjęłam kask, po czym ruszyłam ku szklanej windzie. Wysiadłam na parterze, gdzie czekał już na mnie srebrnooki, szczupły blondyn. Uśmiechnął się na mój widok, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Wreszcie Beta. Ile można na ciebie czekać?
Walnęłam go w odpowiedzi w ramię na co tylko się zaśmiał. Miał tak zaraźliwy śmiech, że nie mogłam powstrzymać wypełzającego mi na usta uśmiechu.
- Bonifacy chce cię widzieć - oznajmił mi po chwili mój partner.
- Ok. Idę. - powiedziałam, po czym ruszyłam w kierunku odpowiedniego biura.
Usłyszałam jeszcze za sobą krzyk Maksa.
- Ej! Oddawaj nadajnik.
Wyjęłam go z ucha i rzuciłam przez ramię używając przy tym telekinezy. Kiedy spróbował złapać urządzenie, przekierowałam je, by wyślizgnęło mu się z rąk.
- Beta! - wrzasnął - Oddawaj!
Zaśmiałam się głośno, po czym uwolniłam komunikator spod swojej władzy. Po chwili skręciłam w korytarz i stanęłam przed odpowiednimi drzwiami. Zapukałam i niemal natychmiast usłyszałam polecenie:
- Wejdź!
Pewnym krokiem weszłam do biura. Było surowo urządzone. Bez zbędnych ozdobników. Biurko, krzesła, szafka i komoda. Nawet mój pokój nie był tak pusty i ponury.
Spojrzałam na mężczyznę stojącego przy oknie.
- Podobno chciałeś mnie widzieć tato.
Nie, nie przeczytaliście źle. Powiedziałam do Bonifacego tato. Oczywiście, nie był on moim prawdziwym ojcem. Adoptował mnie, kiedy zdał sobie sprawę z moich umiejętności. Uczył mnie jak nad nimi zapanować i jak je rozwinąć. Wiele mu zawdzięczałam, między innymi dach nad głową, ale i tak mnie przerażał. Jasne włosy, niebieskie oczy i blada skóra. Normalnie jak jakiś wampir. I od razu odpowiem na wasze pytanie. Nie, wampiry nie istnieją. Nadprzyrodzeni mają swoje zdolności, dzięki ewolucji ludzkiego organizmu. Wampiry to nie ta działka.
- Słyszałem od Maksa, że podobno to była zasadzka.
- Owszem - odpowiedziałam spokojnie. - Poradziłam sobie z nimi.
- To dobrze. Ujawniłaś swoje moce? - zapytał spokojnie, ale wyczulam w jego tonie ostrzegawczą nutę, przez co aż się spięłam.
- Wykożystałam noże bólu. Myślę, że nawet się nie zorientowali co się stało.
- Wiedzieli kim jesteś? - zapytał spięty.
- Nie.
- To dobrze - odparł, a w jego głosie wychwyciłam ulgę, dzięki czemu sama się rozluźniłam. - To bardzo dobrze.
Przez chwilę patrzył tępo na ulicę, ale w końcu się otrząsnął i powiedział:
- Bez względu na to, powinnaś bardziej uważać. To, że jesteś taka potężna, nie oznacza, że nie znajdzie się ktoś, komu uda się ciebie pokonać. To jasne?
- Oczywiście - odpowiedziałam z powagą.
- To dobrze. Teraz idź do siebie i się wyśpij. Jutro rano trening.
- Dobrze tato - powiedziałam, po czym odwróciłam się i podeszłam do drzwi.
W chwili, gdy je otwierałam usłyszałam za sobą głos Bonifacego:
- Beta.
- Tak? - zapytałam odwracając się twarzą do mężczyzny.
- Dobra robota - pochwalił, a mnie zrobiło się ciepło.
- Dziękuję - powiedziałam, po czym wyszłam z pomieszczenia i udałam się do swojego pokoju.
Oczywiście przed swoimi drzwiami zobaczyłam, nikogo innego, jak Maksa.
- Co tak długo? - zapytał ze śmiechem.
- Przesłuchanie - odpowiedziałam przewracając oczami, po czym otworzyłam drzwi i weszłam do swojego pokoju.
Pomieszczenie było utrzymane w czarno-żółtych barwach. Znajdowała się tam rozkładana komoda, szafka, komoda, telewizor, biurko na którym stał laptop i moja ukochana wieża stereo. Zdjęłam kurtkę z ramion i rzuciłam ją na kanapę, po czym odwróciłam się do Maksa i zapytałam:
- O co chodzi?
- Pokarz ten filmik - poprosił z ciekawością.
Zaśmiałam się, po czym przywołałam kamerę i podłączyłam ją do kompa. Po chwili pokazałam sfilmowane ujęcie.
- O rany! - krzyknął Maks zrywając się nagle na nogi.
- O co chodzi? - zapytałam patrząc na niego zdumiona.
- To... To jest Joanna Krupa, no wiesz... Ta znana modelka, która prowadziła "Top model". A ten facet to... O rany! Przecież to jest Aleksy Komorowski!
- I co to wszystko ma niby znaczyć?
- Krupa jest mężatką. I to bynajmniej nie z Komorowskim.
Natychmiast zrozumiałam o czy mówi Maks i uśmiechnęłam się pod nosem z przekąsem. Widząc to chłopak zapytał:
- Wiesz już co z tym zrobimy?
- Pokażemy na YouTube.
Nim mój wspólnik zdążył cokolwiek powiedzieć, ja już umieszczałam filmik i po paru sekundach, był już w odpowiednim miejscu. Wyłączyłam komputer, wygoniłam Maksa z pokoju, po czym poszłam się umyć. Doszłam do wniosku, że kocham niszczyć ludziom życie.